czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 2

Siedziałam jak zwykle na moim twardym materacu. Przez małe okienko mogłam zobaczyć, że wyszło już słońce. Z lekkim trudem, rozprostowałam kości i podeszłam bliżej okna. Przylgnęłam twarzą do szyby, by ujrzeć jak wysoko jest słońce. Z drugiej strony zapewne wyglądam jak Justin Bieber, który walnął łbem w szklane drzwi, nie widząc ich. Taaa, moje słabe poczucie humoru mnie jeszcze nie opuściło. No chyba gdy przychodzi Ross, bo tak okazało się, że ma na imię blondyn. Zawsze jak jest w tym pomieszczeniu nie umiem się poruszyć chyba, że zaczyna się zbliżać z tym swoim przebiegłym uśmieszkiem. Odbiegam jak najdalej od niego. On zazwyczaj wtedy zaczyna mnie gonić. Mimo, że wygląda to w głupią zabawę w berka, dla mnie jest to jak walka o przetrwanie. Dalej nie mogę uwierzyć w to, że jestem więziona w jakiś pieprzonej piwnicy przez pedofila i jego "Może i moje mięśnie są wielkie ale intelekt wręcz odwrotnie" zgraje. Jak na zawołanie drzwi zostały otworzone. Wspominałam, że zamykają mnie na klucz? Nie rozumiem tych pajaców. Niby jak miałabym wyjść? Wyżreć zębami ściane i wykopać tunel? Idioci... Ale choletnie groźni idioci. Oczywiście tylko pod względem umięśnienia i tego, że raczej nie wyznają wiary: "Kobiet się nie bije", bo jak już mówiłam mózgiem to oni nie grzeszą. Powracając.. do lochu wszedł Władca (tak, kazał się do siebie zwracać. Tępy pustak...)
- Dzisiaj nie musisz się mnie bać. Już jakąś przeleciałem.
- Nawet południa nie ma - Mruknęłam cicho.
- Odpierdol się - Łał, jeszcze mnie nie uderzył. Cóż za dobroczyńca. W jego tęczówkach zobaczyłam tylko i jedynie złość. Wiedziałam, że to może się źle skończyć dlatego szybko oddaliłam się od niego.
- Przepraszam - wymamrotałam
- Dobra, skończ. Przyszedłem tutaj, bo jako, że jesteś moja należą Ci się lepsze warunki. 
- Serio? - Powiedziałam z nieukrywanym szczęściem
- Idziemy na górę - Warknął
Posłusznie ruszyłam za blondynem. Ciągle patrzył się za siebie żeby sprawdzić czy nie uciekłam. Prawda jest taka, że nawet gdybym chciała to po pierwsze: W drzwiach stoi napakowany pustak a po drugie: Nie mam na nic siły. Codziennie słyszę rano głos Rossa do podwładnych: "W lodówce Eleanor zrobiła coś dla smarkuli, dajcie jej potem" Mimo tego ani razu odkąd tutaj jestem nic nie dostałam. Zapewne Ross wychodzi szukać kupować następne dziewczyny a oni w tym czasie okupują lodówke. Jedynie wodę zawsze mam. Blondyn noc w noc przychodzi do mnie, wtedy udaje, że śpie bo bym się jeszcze niepotrzebnie narażała, kładzie dwie duże butelki wody i delikatnie głaska albo mój policzek albo ręke. On wieczorami naprawdę się zmienia. Jest bardziej delikatny. Wracając.. Ross jakby widząc moje zmęczenie wziął mnie ja ręce i powoli niósł na górę po schodach. Dobrze wiedziałam, że robi to tylko by mnie w spokoju macać, ale mimo tego żaden dźwięk, który by protestował nie wydobył się z moich ust. Gdy dotarliśmy Władca postawił mnie na panelach a moim oczom ukazał się dosyć duży pokój z wielkim łóżkiem z baldachimem po środku. Z lewej strony ku mojemu zdziwieniu znajdowały się szklane drzwi balkonowe, z których można było zobaczyć piękną panorame na całe miasto. Czyli wywieźli mnie gdzieś daleko. Po prawej stronie znajdowały się brązowe, drewniane drzwi, zapewne do łazienki a obok nich duża szafa. Nie powiem pokój mi się bardzo podobał. Z moich rozmyślań wyrwał mnie Ross:
- W łazience Eleanor przygotowała ci piżame czy coś. Idź się wykąpać a ja poczekam na Ciebie w łóżku.
Zamarłam...